Wiosna na polskim rynku gier – prawda czy mit?

z10114175Q,Waldemar-Pawlak

Niegdyś w taki właśnie sposób zatytułowałem list do swego ulubionego szmatławca. Pastwiłem się w nim nad polską branżą gier. Narzekałem na niewyedukowaną i niedoinformowaną warstwę konsumpcyjną, jak i utyskiwałem na wszechobecne olewatorstwo tej (czyli naszej) części Europy przez wielkich producentów. Był to rok 2008 i wiele się od tego czasu zmieniło. Po blisko 5 latach nadeszła pora na rundę drugą.

Do napisania dalszej części rozważać, już nie w formie listu, zainspirowały mnie ostatnie informacje o sukcesach sprzedażowych GTA V. Wiem, doskonale zdaję sobie z tego sprawę: seria GTA to w ogóle fenomen. Fenomen podparty na mocnych nogach marketingu (a nie szczudłach, jak bywa w przypadku wielu innych produkcji). Nie nachalnie spoilerującego rozgrywkę, ale jednak wyskakującego z lodówki. Postery wsparte szeptanym marketingiem załatwiły sprawę. Chyba to była pierwsza taka gra, która była na ustach wszystkich. Nie mogła ujść uwadze nawet osobom niegrającym. Nawet mainstreamowym mediom. Po prostu czuło się, że nadchodzi coś wielkiego.

I stało się. Miliard zielonych banknotów przychodu w 3 dni. W 3, kurde, dni. Sic! Avatarowi zajęło to aż 17 obrotów słońca, a Call of Duty: Black Ops o dwa dni krócej. Można było się tego nieśmiało spodziewać, ale chyba nie aż takiego zdeklasowania rywali. O ile ktoś może jeszcze kręcić nosem na myśl, że gry w walorach artystycznych dościgają starsze muzy, tak impet komercyjny już dawno przebił ścianę płaczu. Jeżeli wszystko pójdzie po myśli Rockstar, a uderzenie 1 października z GTA Online na pewno w tym pomoże, to właśnie gry będą trzymać palemkę najlepiej sprzedającego się medium rozrywkowego na świecie. I argument z DVD’kami Avatara może nie pomóc.

Ale wróćmy do naszego rodzimego grajdołku. Tu jest jeszcze ciekawiej, bo dochodzi do roszady, której nawet najstarsi górale nie przewidywali. Pamiętacie premierę Diablo III? Naturalna kolej rzeczy. W Pecetowej krainie (czyt. Polsce) umierał król, więc ustawiały się kolejki by powitać jego następce. Szajby nie było końca. We wszystkich większych miastach nocne zbiórki, wyzwiska i odpędzanie się od wodopoju. W 3 godziny sprzedało się 17 tysięcy kopii. W związku ze złym przygotowaniem CD Projekt, polskiego wydawcy, cały nakład rozszedł się w zasadzie na pniu. Gdyby kopii gry było więcej, zapewne więcej by się ich sprzedało. W to nie wątpię. Ale tak się nie stało.

Cenega przygotowała się do premiery swojej perełki znacznie, znacznie lepiej. Już w preorderach zapewniając sobie stabilniejszy grunt. 30 tysięcy brzmiało naprawdę obiecująco. Ba, nawet nie uszło to uwadze Wprost. Ale zliczanie trwało i w końcu dobiło do 60 tysięcy. Dotychczasowy król pierwszego dnia sprzedaży – Fifa 13 – sprzedał się w ilości o 4 tysiące niższej. Różnica niby niewielka, ale jeżeli wziąć pod uwagę na ilu platformach pojawiło się GTA V, a na ilu Fifa 13 (w tym PC) i dodać do tego fakt, że przebicie bariery 60 tysięcy zajęło jej dodatkowe 3 dni, to staje się jasne hui iz de king.

Ale na tym nie koniec. 24 września Cenega poinformowała, że GTA V rozeszło się w 100 tysiącach egzemplarzy. Czyli w nieco ponad tydzień po premierze. Diablo III wyśrubowanie podobnego wyniku zabrało nieco ponad… miesiąc. A ilu graczy sholowało grę z zagranicy? Ilu ściągnęło ją z internetu? Jakby to wszystko zliczyć to mogłoby się okazać, że w tydzień po premierze gra nie 100 tysięcy polskich graczy, a bliżej tej liczbie do miliona.

Układ sił na polskim rynku gier zaczyna się zmieniać. Nie rzucał bym od razu stwierdzeniami, że staje na głowie i od teraz to konsole będą dyktować warunki, ale coś pykło. I widać to gołym okiem.

Obecnie polski rynek warty jest już ponad 400 mln dolarów.

Obecnie polski rynek warty jest już ponad 400 mln dolarów.

Ta roszada od zawsze miała dwa końce. Wiele czytałem wywiadów i raportów, w których autorzy starali się dociec, który z nich jest dłuższy. Mowa oczywiście o segmencie rodzinnym i tym przeznaczonym dla doświadczonych odbiorców. Z wypowiedzi szych z polskich oddziałów Sony i Microsoftu z okolic ubiegłorocznych świąt bożego narodzenia wynikało, że to właśnie kontrolery ruchowe (i gry przeznaczone nań) napędzają koniunkturę. Że to one przynoszą w ostatnim czasie największe zyski. Jednak wyniki sprzedażowe GTA V zadają kłam hipotezie, że u nas tylko popierdółki mogą się sprzedawać. A może inaczej. W końcu przeciętny Kowalski wie czym jest konsola. BA! Może nawet ma ją już w domu. I w ten oto sposób potwierdza się inna teoria, że zawsze trzeba od czegoś zacząć.

To jest dobry moment by wrócić na chwilę do roku 2008. W liście do „pierdzącego oszołoma”, jak zwykło się jeszcze wtedy mawiać o Hivie (gdy później pracowałem „pod nim” na Konsolowisku nigdy nie odważyłem się tak do niego zwrócić, a wiedzcie, że miałem ochotę! Hłehłe…:), pisałem:

„w cywilizowanych krajach Europy Zachodniej większość ludzi zapomniała już chyba o fakcie, że na PC można grać. Nie twierdzę, że w ogóle się tam na komputerach nie gra, jednak stosunek gier PC do konsol to coś koło 20/80. […]

W naszym kochanym kraju większość ludzi wciąż gapi się w monitor zamiast wygodnie rozsiąść się na kanapie z padem w ręku (W ręku kurfa? WTF? – przyp. Grami). Krzyczy się, że polski rynek rozwija się w niebotycznej skali 20% rocznie i w przyszłym roku przekroczy wartość jednego miliarda złotych. A ja się pytam: czymże ten miliard jest dla światowych wydawców, którzy na ten przykład wyciągają z UK jakieś 3,43 mld dolarów, czyli 10-krotnie więcej? […]

Nie chodzi mi już nawet o cyferki, podczas gdy świat przyjmuje już do wiadomości, że gry stają się gałęzią kultury równą filmom – i medialnie to się widzi. Praktyczny brak promocji gier wideo (przykładowo takie Wii to świetny prezent dla dziecka, które może aktywnie spędzić czas pod okiem rodziców, tańsze i chyba lepsze rozwiązanie niż ślęczenie przed monitorem), piractwo (niby, chociaż w UK bolączką producentów są gry pre-owned, które i tak nie zatrzymują rozwoju rynku na Wyspach) i wciąż zarobki, które zamrożone są niczym nasz rynek gier, nie prowadzą do wesołych wniosków. Panowie, nasz rynek się nie rozwija, jedynie zwiększa cyferki. Już czekam na pierwszych amatorów krzyczących, że CD Projekt coraz bardziej uderza w stronę konsol, naparza coraz więcej lokalizacji, sialalalala… […]

Rozumiem, że polski rynek może się wydawać ryzykowny do wszelkiego rodzaju inwestycji i nie można w tym momencie nie docenić wejścia na rynek paru zachodnich gigantów (EA, Sony, Microsoftu) i niby coraz większego natężenia promocji gier. Nie powiem, że nie cieszę się z takiego obrotu spraw, jednak kampanie reklamowe wciąż nie są tak powszechne i ustępują tym z krajów zachodnich, a ceny dalej miażdżą na wejściu. Jeśli Anglicy płacą za nową produkcję prosto ze sklepu od 30 do 40 funtów (126-168 zł), a z drugiej ręki w miarę nowe produkcje mogą chwycić już od 10 funtów (42 zł), tak Polacy muszą się liczyć z dużo wyższymi kosztami lub czyhać na okazjonalną selekcję gier i nieustannie śledzić Allegro. Nie na tym to chyba polega. Anglicy zawdzięczają tak niskie ceny wysokiemu popytowi, czyż nie? A teraz pytanie z cyklu „tego uczą w przedszkolu”: co nakręca popyt? Reklama napędza popyt, popyt nakręca ceny, ceny nakręcają popyt – banalne stwierdzenie ekonomiczne, kółko się zamyka. […]

Bo co tak naprawdę wie o sprzęcie zwanym Xbox 360 lub PlayStation 3 tzw. szary Kowalski? Xbox brzmi egzotycznie, a na „plajsteszonie” to grał z kolegami 10 lat temu. tyle. Teraz wyobraźmy sobie taką sytuację: sobotni wieczór, Kowalski jak zwykle układa się wygodnie na swoim skóropodobnym fotelu, otwiera piwko i czeka na cowieczorne wydanie wiadomości. Lecą se reklamy, a w nich między innymi „oglądaj filmy i fotografie w najwyższej rozdzielczości <slajd kamery po czymś, co kształtem Kowalskiemu przypomina toster, czy bumerang jakiś>, słuchaj muzyki <drugi slajdzik>, przemierzaj bezkresne obszary Internetu <trzeci slajdzik>, zostań bohaterem, gangsterem, przeżywaj wzloty i upadki <i tu jakieś urywki z gier>, a na końcu cena – poczuj nową generację w swoim domu, Xbox 360 już od 599 zł”. Proste? Proste, jak najbardziej, oczywistym jest, że Kowalski po obejrzeniu tej reklamy nie rzuci się galopem do sklepu i nie wyda całej swojej pensji. Jednak w jego świadomości już zaiskrzy, że istnieje coś takiego jak konsola, która może pełnić rolę multimedialnej maszynki, która spełnia kilka funkcji naraz, a i cena nie zabija. Tak buduje się rynek. Tymczasem w Polsce panuje przeświadczenie, albo że tak powiem ciemnota, że wielofunkcyjny to jest tylko PC i lepiej wydać na niego 2 klocki, niż na jakąś „maszynkę dla dzieci”. Rozumiecie, o co mi chodzi? Mamy wielką, rosnącą rocznie o 20 procent bazę potencjalnych Graczy, którzy grają na PC i przeklinają konsolę tylko dlatego, że im mama czy tata go kupili (nie żebym miał coś do grania na PC, jednak wolę jak ktoś wybiera coś świadomie, mając na uwadze co jeszcze opcjonalnie ma do wyboru)… A może faktycznie lepiej przykryć to zasłoną milczenia i żyć sobie dalej, czekając aż ktoś z wielkiego świata przyjedzie do Polski i powie: „Oooo, tu też grają, można by coś zorganizować”. Tymczasem będziemy się zbierać na jakichś forach i pisać do Was listy, jak to fajnie mają ludzie w „Haaameryce”, bo nie płacą za nową produkcję 3 stówek. Tor póki co obraliśmy dobry, oby tylko na tym torze z lekka przyspieszyć i oczekiwać rychłych zmian, czego i Wam, i sobie, i całej grającej Europie Wschodniej życzę.”

Poniżej wrzucam pełny zapis konwersacji:

PSX Extreme #135 Listopad 2008

PSX Extreme #135 Listopad 2008

Z niekłamaną przyjemnością odszczekuję większość zawartych w tym liście tez. Co do innych mógłbym napisać „a nie mówiłem?”, ale nie zrobię tego. Nie chciałbym się niepotrzebnie chełpić;).

Wydawcy wyszli do ludzi, czego najlepszym dowodem jest rozdmuchana kampania reklamowa GTA V (powtórzę się, ale reklama gry konsolowej przebiła np. reklamy wakacyjnych kinowych blockbusterów, za co Cenega zbiera ode mnie gromkie brawa). Medialna nagonka na brutalność gier w zasadzie już naturalnie wygasła („dziennikarzy” szukających taniej sensacji z grzeczności pomijam). Ludzie z mojego otoczenia, których bym zupełnie o to nie podejrzewał, są zaintrygowani nową generacją konsol. Gry zaczynają w Polsce sprzedawać się w bardzo przyzwoitych ilościach. Ceny może nie wyrównały się jeszcze z zachodem, ale jest znacznie lepiej. Poza tym punktów oferujących skup i odsprzedaż używek (vide Empik) jest znacznie więcej. Tworzy się duże ilości gier dedykowanych konsolom. I to nie byle jakich gier, tylko tych na światowym poziomie (że wspomnę o Judgment wieńczącym sagę Gears of War, Wiedźminie, którym Microsoft reklamuje nową konsolę, czy o Dead Island, którego trailer był na ustach całego świata). Czyż nie jest pięknie?

Nie do końca. Nie można też patrzeć na wszystko przez różowe okulary. Nintendo wciąż nie znalazło drogi do Polski. Wiele z najgłośniejszych tytułów ma problem by przebić barierę 10 tysięcy sprzedanych egzemplarzy. Polski rząd wciąż nie widzi w tym rynku szansy na zaistnienie w świecie, w związku z czym nie oferuje deweloperom zwolnień podatkowych na miarę Kanady, UK, czy choćby mniejszych krajów skandynawskich. Może się to skończyć tragicznym odpłynięciem, co mocniejszych ekip do bardziej sprzyjających im krain. Na razie bronimy się niższym rynkowym kosztom. Ale to nie potrwa wiecznie (to z kolei materiał na inny tekst). Ceny niby się zmniejszają, ale jakby popatrzeć na nie przez pryzmat średniej krajowej to do zachodu nam wiele brakuje. A wśród ludzi wciąż znajdzie się wielu malkontentów, którzy zapytani o nową produkcje Rockstar skrzywią się niczym na widok Marsjanina.

Ta sama szklanka może być do połowy pełna lub do połowy pusta. To my decydujemy jak ją widzimy.

Grami

Jedna uwaga

  1. Jaskier

    Coś w tym jest. Plakat był nawet na mojej prowincji. Idziemy sobie z kumplem z hurtowni (skończył my się zeszyt do matematyki), patrzymy, a tam plakat „GTA V”. A tak wgl, to kolega jest dumnym posiadaczem wersji na XBOX 360.

    Osobiście wolę PC, zawsze to trochę intymności, zaszyć się w swoim pokoju, założyć słuchawki i szlachtować orków jakąś półnagą cyfrową kobietą.

  2. gramodrana

    Nie pozostaje mi nic innego jak zerknąć do swojego kartonu z archiwum psx extreme i znaleźć owy numer by rozsiąść się wygodnie i zajrzeć w ową konwersacje. Mocno rzeczowy wpis poparty faktami.

Dodaj odpowiedź do gramodrana Anuluj pisanie odpowiedzi