Niepamięć – lepiej zapomnieć

Oblivion starring Tom Cruise

Byłem w kinie. Stop. Widziałem Obliviona (polski tytuł: Niepamięć). Stop. Odwołuję ostatnią komendę! Stop. Nie idźcie na niego! Stop.

A tak serio. Czuję się winny, że ostatnio kazałem Wam iść na ten film. Może nie kazałem, ale sugerowałem, że wybranie się na niego jest dobrym pomysłem. Otóż nie jest! Film zawodzi niemal w każdym z wymienionych przeze mnie aspektów. I nie będę się tutaj zbytnio rozwodził na jego temat. Ten film jest za słaby by uciągnąć więcej niż trzy akapity na jego temat.

Zapytacie, co w nim nie zagrało? Że niby trailery miał zachęcające? No miał. I tyle też pokazał na srebrnym ekranie. Że fabuła będzie miałka wiedziałem nim się wybrałem do kina. Świadomie nie szukałem w nim pożywki intelektualnej. Bardziej uciechy dla oka. Nie spodziewałem się jednak tak nielogicznej i naciąganej linii scenariusza. Joseph Kosinski w tym względzie niebezpiecznie zbliżył się do Riana Johnsona i jego ostatniego dzieła, Looper – Pętla czasu. Banał ubrany w filozoficzne pytanie na temat człowieczeństwa wciąż pozostaje banałem. Aż mi było trochę żal patrzeć, jak Tom Cruise dwoił się i troił próbując odegrać miotanego niejasnymi wspomnieniami bohatera. Bez żadnego portretu psychologicznego (bo w filmie akcji ciężko przecież taki zbudować) musiało to być cholernie trudne. Ale dobra. Jak pisałem nie dla Oscarowego scenariusza wybrałem się na ten film.

Free-Oblivion-Movie-2013

Liczyłem na ładną widokówkę syto oblaną efektami specjalnymi w postapokaliptycznym klimacie. I wiecie co? Tego też tutaj nie znajdziecie. Żadnych tam wielkich upadłych metropolii. Autorzy postanowili zasypać wszystko piaskiem i po sprawie. Reżyser zdaje się przemawiać obrazem „zasypełem to zasypałem – nie drąż”. W całym filmie postapokaliptyczne obrazki można policzyć na palcach jednej ręki. Mamy zatem szczątki stadionu Yankesów, wierzchołek Empire State Building i trochę wystającego z piasku Mostu Brooklińskiego. Tyle. Obrazki, co prawda klimatyczne, ale wszystko to zobaczyć można już w trailerze. Podskoku do Jestem legendą, to, to nie ma. Moje zdziwienie było tym większe, że i na efekty specjalne poskąpiono groszem. Prócz sceny kąpieli w kryształowym basenie zawieszonym niemalże na granicy troposfery próżno tu szukać efektu „wow”. Najwidoczniej producenci nie byli pewni sukcesu produkcji bo przecież przy takiej tematyce można było poszaleć.

OBLIVION-movieOgólnie film zdawał mi się być rozerwany między dwoma wizjami. Monotonna psychomachia głównego bohatera była raz po raz przerywana scenami akcji. Gdyby zrezygnowano z płytkiego moralizatorstwa filmowi wyszłoby to na zdrowie. Stanowczo schematyczne podejście do tematu sprzedało by się lepiej w oczach widza pragnącego tego typu doświadczenia. A tak dostaliśmy niedogotowane wartościowo puree z kilku różnych pomysłów. Widać, że reżyserowi w pewnym momencie zapaliła się czerwona lampka z napisem „Kończ waść, wstydu oszczędź”, przez co większość wątków została niedopowiedziana, a finałowa scena patetycznością trąca samego Rolanda Emmericha. I jeszcze Morgan Freeman odgrywający nieodłączną rolę cichego mentora w całych 3 scenach… Ehh… Ja chciałem ufoludków walących do głównego bohatera kolorowymi blasterkami, tudzież groźnych Alienów rozrywających na strzępy wszystko co wpadnie im w łapska, a nie szytej grubymi nićmi intrygi!

Tom-Cruise-in-Oblivion-2013-Movie-Image2Na plus zaliczam wszystkie odniesienia do innych tworów popkulutury. Co bardziej uważny widz na bieżąco będzie wyłapywał wszystkie easter eggi poukrywane w tym filmidle. Scena z psem (Fallout), design dronów i broni (zaciągnięty kolejno z Portala i Mass Effect), czy nawiązania do prozy Philipa Dicka (bo jakżeby to nazwisko mogło nie paść?) itd.

Szukającym ambitnych obrazów z pola Sci-fi polecam zerknięcie w stronę Moona z 2009 roku (o ile go jeszcze nie widzieli). Tam tematyka została potraktowana z odpowiednią dozą dojrzałości. A reszcie (w tym i mi) nie pozostaje nic innego, jak czekanie na 1000 lat po Ziemi z Willem Smithem. M. Night Shyamalan, po kilku mniej udanych filmach, być może w końcu zaskoczy nas tak jak 1999 przy okazji Szóstego zmysłu. Szansę nikłe, ale skoro udało się tego dokonać z tym aktorem przy okazji Jestem legendą, to może udać się i teraz. 16 czerwca już niedługo…

Grami

 

Jedna uwaga

  1. Pogo

    Tak jak już wspominałem.
    Film zdecydowanie przeciętny, choć ma momenty które poruszają.
    Jednak gdyby go chociaż rozciągnęli na te trzy części. To myślę że mogło by coś sie udać, a nie kolejny raz dać do pieca amerykańską papkę i czekać aż roz… system centralny.
    Mnie nic nie rozniosło, a tym bardziej nie powaliło.

    A ta wstawka z kolejnym dobrze zapowiadającym sie filmem uświadamia mnie w tym,
    że nakręcająca się machina na wysłanie człowieka na Marsa już na dobre ruszyła :]

  2. Onibe

    no to moje podejrzenia się potwierdziły. Trzy razy obejrzałem trailer Obliviona nim ostatecznie nie poszedłem na film – oszczędzając dość kasy aby kupić sobie popcorn na cały miesiąc siedzenia w domu… Mnie trailer zainteresował przy pierwszym podejściu. Przy drugim zacząłem doszukiwać się szwów. Po trzecim nasunęło mi się podejrzenie, które Ty zgrabnie ubrałeś w słowa: miałkość plus ogólny brak pomysłu. Nie lubię jak trailery są na siłę rozdymane do rozmiaru pełnego metrażu…

    obawiam się, że AE nie będzie lepszy. Już czytałem, że syn Smitha podjął trudną ścieżkę aktorską wskazaną przez takich tuzów jak np. Christian Bale: cały film da się zagrać na jednej minie. Przy czym – podobno – warto mieć jeszcze jedną, rezerwową, na potrzeby reklam telewizyjnych. A poważnie: to chyba będzie jakiś klon Planety Małp sczepionej z Awatarem i Prometeuszem…

    • gramisan

      Przy AE postąpiłem ostrożniej i podobnie jak ty przy Oblivionie, postanowiłem wyczekać. Z tego co słyszałem, słusznie uczyniłem. Za to z podobnej tematyki World War Z ponoć bardzo fajnie wyszło. Z kim bym nie rozmawiał, był albo zachwycony, albo umiarkowanie ukontentowany. To wystarczy. Do kina nie zdążyłem, ale w domowych pieleszach jest to mój najbliższy seansowy cel.

      • Onibe

        też mnie minęła WWZ. Zniechęciłem się do kina. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłem… a jak już byłem to masakra za masakrą. Teraz oglądam starocie i dobrze mi z tym ;-D

    • gramisan

      A ja chadzam, chadzam. Raz chętniej, raz mniej. Bardziej dla wielkiego ekranu i krystalicznego dźwięku niż wrażeń z samego filmu. Ot wizualno-dźwiękowa orgia dla zdrowia. A i zdarzy się zobaczyć czasem coś bardziej wartościowego;).

Dodaj odpowiedź do gramisan Anuluj pisanie odpowiedzi